Tag Archives: Maciej Stasiński

Maciej Stasiński („Diabeł umiera w Hawanie”)

Tym razem nie chodzi o to, kto pisze bzdury. Tym razem zajmiemy się tym kto bzdury wygaduje.

Przy okazji, po raz pierwszy w krótkiej historii tego bloga, zdarzy się, że będę po raz drugi pisał o niewiedzy autora, który już wcześniej został przeze mnie na banialukowaniu przyłapany. Tego wątpliwego zaszczytu dostępuje dzisiaj Maciej Stasiński, dziennikarz Gazety Wyborczej.

Okazuje się, że ów redaktor popełnił książkę zatytułowaną „Diabeł umiera w Hawanie” (Wydawnictwo Agora). Chociaż, z tego co zdołałem wyczytać tu i ówdzie, to książką nazywać się to powinno tylko ze względu na formę. Bo jej treścią są po prostu teksty red. Stasińskiego o Kubie publikowane w ostatnich latach na łamach Gazety Wyborczej.

Książki jeszcze nie czytałem i, szczerze mówiąc, po przeczytaniu kilku recenzji, nie jestem pewny czy to zrobię. No chyba, że dla sportu: aby się pośmiać i wyłapać błędy. Bo, że będą błędy nie mam wątpliwości – taka już jest charakterystyka tego autora. Zresztą wystarczy posłuchać co typek wygaduje w materiale wideo mającym ową książkę promować. Jeden tylko, niezbyt długi cytat:

Diabeł w Hawanie to jest pieśń rockowa, popowa, świetna, emigracyjnego pieśniarza Willy Chirino. Napisał on tą piosenkę, która jest w tej chwili jedną z najbardziej popularnych pieśni, śpiewanych nie tylko tylko w Miami, ale również na Kubie.
Bohaterem jest diabeł, który przyjechał do Hawany z piekła, ponieważ potrzebuje dusz do piekła. Widzi grajka na ulicy, który gra na gitarze kubańskiej, trzystrunowej, tres, i zakłada się z nim wobec tego, diabeł, że on gra lepiej od tego grajka…

Żałość. Tak to to można najkrócej podsumować. Bo niemal w każdym zdaniu jest błąd, lub zwykłe kłamstwo.

Zacznijmy od tego, czy rzeczywiście Diabeł w Hawanie jest piosenką rockową. Sami ocencie, posłuchajcie:

No ale OK, red. Stasiński młody już nie jest (wygląda na mojego rówieśnika) i na muzyce znać się nie musi. Zwłaszcza na rockowej. Może też być i przygłuchy. Gorzej, że ma też chyba amnezję. Bo jak inaczej wytłumaczyć jego zapewnienia, że to „rockowanie” jest obecnie jedną z najbardziej popularnych pieśni w Miami i na Kubie?

Otóż panie Stasiński piosenka rzeczywiście była dość popularna, ale w momencie swojej premiery. A ta miała miejsce w roku 2004. Czyli ponad 10 lat temu.

Rozumiem, że osobom starszym czas wolniej czasem płynie, sam tak miewam, ale na Boga, redaktorze Stasiński, nie aż tak! Nie do tego stopnia! Może powinien pan porozmawiać o tym ze swoim lekarzem?

No i na koniec największy babol. Bo tego już nawet zatrzymanie w czasie, ani przytępiony słuch nie są w stanie wytłumaczyć. To zwykła niewiedza na tematy podstawowe, co u dziennikarza samomianującego się ekspertem od Kuby, jest po prostu żenujące.

Otóż, panie Stasiński, kubańska gitara tres, będąca jednym z najbardziej charakterystycznych instrumentów folkloru tej wyspy, nie jest w żadnym wypadku, mimo swej nazwy, gitarą trzystrunową. Strun ma bowiem 6. Są one jedynie zgrupowane parami, w trzech dwustrunowych, tzw. chórach. Widać to zresztą bardzo wyraźnie na animacji w wideodysku Williy Chirino.

Jeśli pan kiedyś zajrzy na tego bloga, to zdradzę panu jeszcze jedną ciekawostkę, która pewnie pana zaskoczy jeszcze bardziej – otóż portorykanska odmiana gitary tres, także nosząca tam tą samą nazwę, strun liczy aż 8!

Widzi pan ile to niespodzianek na tym świecie, a zwłaszcza w Ameryce Łacińskiej czycha? Zwłaszcza jeśli, tak jak najwyraźniej pan, zazwyczaj pisze się teksty bezmyślnie tłumacząć to, co wyczyta się w internecie.


Może ktoś wie jak zapisać to wideo ze Stasińskim? Chciałbym je zachować dla potomności, a boję się że może zniknąć. Tak jak znikają ze stron gazety jego teksty, gdy ktoś w komentarzach poda skąd zostały przetłumaczone.

 

Otagowane , ,

Maciej Stasiński (Gazeta Wyborcza)

„Gazeta Wyborcza” obdarowała nas kilka dni temu tekstem Chile tropi zabójców barda Victora Jary, autorstwa Macieja Stasińskiego. Choć, obawiam się, że słowo „autorstwo” jest w tym przypadku trochę na wyrost, bo wszystko wskazuje na to, że red. Maciej Stasiński ograniczył się do tłumaczenia i kompilacji kilku artykułów na ten temat, które ukazały się ostatnio w gazetach w Chile. Niestety z tekstu w Wyborczej wynika też, że Stasiński zabrał się za coś, o czym nie ma zbyt wielkiego pojęcia. Bo takie się tam „kwiatki” znalazły:

Po 40 latach chilijski sędzia oskarża 11 byłych oficerów armii o mord na legendarnym bardzie V~ctorze Jarze, dokonany zaraz po puczu gen. Pinocheta.
Sędzia Miguel Vásquez oskarża byłego porucznika Pedra Barrientosa oraz dziesięciu innych oficerów, którzy po wojskowym zamachu stanu 11 września 1973 r. przetrzymywali i torturowali na stadionie w Santiago de Chile 5 tys. więźniów, wśród nich V~ctora Jarę.Większość oskarżonych żyje i mieszka w Chile, część czeka na proces w więzieniu, jeden, dowódca garnizonu na Estado de Chile, nie żyje, a domniemany zabójca Barrientos zażywa emerytury na Florydzie, dokąd wyjechał jeszcze w latach 90. ub. wieku. Wszystkiemu zaprzecza, ale sędzia po wieloletnim drobiazgowym śledztwie oraz przesłuchaniu świadków, którzy przeżyli masakrę na Estado de Chile, jest pewien, że ostatnie śmiertelne kule wystrzelił on.

Kiedy rankiem 11 września 1973 r. wojsko podniosło bunt i zaczęło ostrzeliwać pałac prezydencki La Moneda, V~ctor Jara pojechał na uniwersytet techniczny UTE, gdzie miał wykłady. Tego samego dnia miał tam śpiewać na mityngu prezydenta Salvadora Allende. Był jego ambasadorem kultury i pierwszym bardem socjalistycznych przemian, do których zmierzał kraj. Sam był komunistą, pieśniarzem samoukiem i wziętym reżyserem teatralnym. Był żonaty z Angielką i miał dwoje dzieci. Znała go i słuchała wówczas cała Ameryka Łacińska.

Następnego dnia, 12 września, uczelnię otoczyły czołgi, wojsko wyważyło drzwi i aresztowało bez wystrzału 600 bezbronnych wykładowców i studentów. Zabrano ich na pobliski Estadio de Chile, gdzie część więźniów koczowała na boisku, a część sprowadzono do szatni, gdzie urządzono cele i sale tortur. Na stadionie trzymano przeszło 5 tys. więźniów.

(…)

Pomijam fakt, że w tekście jest jakiś dziwny błąd typograficzny, który robi że imie chilijskiego barda wygląda dość dziwnie i zakładam, że to akurat nie jest wina autora. Jego niechlujstwem, a nie niewiedzą, tłumaczę też to że w jednym z akapitów jest Estado de Chile (Państwo Chile), zamiast Estadio de Chile (Stadion Chile).

Niczym innym jednak, jak bezmyślnym tłumaczeniem nie można wytłumaczyć tego, że Maciej Stasiński w całym swoim tekście pisze o „stadionie” i „boisku”, na którym – wg. jego błędnego wyobrażenia – trzymano i zabijano więźniów. Prawda jest natomiast taka, że żadnego boiska, ani stadionu nie było.

Gdyby Stasiński wiedział choć trochę więcej o wydarzeniach towarzyszących pinochetowskiemu przewrotowi, gdyby znał choć w miarę przyzwoicie Santiago de Chile, a nie tylko tłumaczył co wyczyta w internecie, to powinien wiedzieć, że wbrew swojej nazwie  Estadio de Chile nie jest wcale stadionem – to hala widowiskowo-sportowa, gdzie zamiast boiska był i jest parkiet. Hala ta wciąż zresztą istnieje i obecnie nazywa się Estadio Victor Jara.

A poza tym jeszcze nie jest prawdą, że Victor Jara, jak twierdzi Stasiński, „miał dwoje dzieci”. Miał jedno: córkę. Redaktor pewnie gdzieś wyczytał, że po śmierci Jary jego brytyjska żona wyjechała z Chile z dwoma córkami. Nie doczytał już, że ta druga córka była z poprzedniego małżeństwa Joan Turner z chilijskim choreografem, Patricio Bunsterem.

 

Otagowane , ,